Pamiętacie tę scenę z finału czwartego sezonu "How I met your mother" - tę, w której Lily zachęca Teda do przyjęcia posady wykładowcy na Columbii? W tamtej scenie pada jedno zdanie, które niezmiennie porusza mnie do głębi.
"Nie zaprojektujesz życia jak budynku, to tak nie działa. Żyj, a ono samo się zaprojektuje"
Może dla ludzi to zupełnie oczywista myśl, jednak ostatnie kilka lat mocno zweryfikowały moje spojrzenie na dorastanie i poszukiwanie własnej drogi. Cztery lata temu (w pierwszej liceum) byłam zupełnie innym człowiekiem - miotałam się między skrajnościami, zdeterminowana by odnaleźć najlepszą wersję siebie, a przez najlepszą rozumiem tutaj tę wersję siebie, w której byłabym w stanie zadowolić wszystkich wokół.
Kiedy wspominam początek listopada tamtego roku, nie mogę przestać się uśmiechać. I nie, nie dlatego, że nowa klasa była wspaniała (bo jeszcze wtedy nie była), nie dlatego, że w trakcie wakacji przeżyłam filmową przemianę w gorącą laskę i utarłam nosa wszystkim facetom, którzy dali mi kosza w gimnazjum (bo nie przeżyłam i nie utarłam) ani nawet dlatego, że wszystko wokół mnie było nowe i zachwycająco świeże. Brzydka prawda jest taka, że początkiem listopada 2015 roku byłam egzaltowaną pannicą, w której poczucie wyższości i niższości mieszało się w zaskakujących proporcjach, która poszła do nowej klasy, gdzie nie znając praktycznie nikogo usiłowała zaskarbić sobie sympatię zbyt długim językiem i nową (niefortunną) fryzurą. Taka byłam i zupełnie się tego nie wstydzę. Przyznam nawet, notabene zupełnie szczerze, że patrząc na tę małą siksę, jestem dumna. Bez względu na to jaka była, stanowiła jeden z etapów, które musiałam przejść, żeby doświadczyć tysiąca małych-dużych życiowych cudów, czekających na mnie przez kolejne lata.
Jeśli chodzi o projektowanie życia, sprawa wygląda podobnie. Przez długie lata mojej edukacji myślałam, że będę baletnicą, aktorką, pisarką, nauczycielką, ekonomistką, reżyserem, tłumaczem kabinowym, że będę studiować
w Londynie albo Lancaster, że znajdę lukratywną posadę
i kupię rodzicom piękną willę i gaj oliwny czterdzieści kilometrów od Loretto. Jak gąbka chłonęłam oczekiwania
i życzenia rzucane w moją stronę podczas rodzinnych obiadów, wywiadówek i rozmów z przyjaciółmi.
Tak chorobliwie nie chciałam narazić nikogo na rozczarowanie, że zupełnie zapomniałam zapytać o zdanie siebie.
w Londynie albo Lancaster, że znajdę lukratywną posadę
i kupię rodzicom piękną willę i gaj oliwny czterdzieści kilometrów od Loretto. Jak gąbka chłonęłam oczekiwania
i życzenia rzucane w moją stronę podczas rodzinnych obiadów, wywiadówek i rozmów z przyjaciółmi.
Tak chorobliwie nie chciałam narazić nikogo na rozczarowanie, że zupełnie zapomniałam zapytać o zdanie siebie.
W listopadzie 2018 roku byłam gdzieś, gdzie nie umiejscowiłabym się w żadnej z moich fantazji. W miejscu, które wybrałam pod wpływem impulsu, wbrew opinii świata, nie zważając na cenne rady i sugestie. Dopuściłam do głosu siebie i to było niewątpliwie wyzwalające doświadczenie. Nie powiem, że droga, którą obecnie podążam jest usłana różami - mam liczne (oj liczne) chwile zwątpienia, wieczory kiedy szlocham niepewna czy robię to co trzeba. Świadomość podjętej samodzielnie decyzji wiele ułatwia - z jakiegoś powodu tego zapragnęłam, więc najwyraźniej te wszystkie potknięcia i draśnięcia są mi potrzebne, tak jak potrzebne mi było pójść na zupełnie nieadekwatny profil w liceum i dzięki temu zawrzeć najpiękniejsze przyjaźnie, zakochać się bez pamięci w kimś, kto wyciąga ze mnie wszystko co najlepsze, dać się zainspirować nauczycielom, którzy stali się integralną częścią mojego dorastania.
Życie trzeba przeżyć, a ono zaprojektuje się samo - tak jest, naprawdę to nie tylko pusty cytat, jeden z tych, które brzmią odkrywczo, bo padają z ekranu na którym widnieje logo znanej wytwórni. Myślę czasem, że kiedy idę do przodu i staram się być przyzwoitym człowiekiem, trafiam dokładnie tam, gdzie być powinnam. Miałam w swoim życiu niezliczone chwile gdy po turbulencjach i opóźnieniach - zmęczona i poobijana zdawałam sobie sprawę, że jestem w domu, że nie chciałabym być nigdzie indziej. Wszystko przemija - rany się goją, nienawiść wietrzeje, a plany, które wysnuliśmy jako dzieciaki patrząc na te ekstra świecące w ciemności gwiazdki, które tata ponaklejał na suficie - się zmieniają. Życie to tak złożony i ekspresyjny mechanizm, że...no powiedzmy, że nie można oczekiwać dotarcia na stację końcową w tempie Intercity gdy się jedzie TLK.
Będzie dobrze, wszystko jakoś się ułoży - nie ma co się za bardzo stresować tym, na co nie mamy wpływu. I kasa to nie wszystko - naprawdę, przejmowanie się pieniędzmi i warunkowanie swoich wyborów wyłącznie cyferkami nie ma sensu. Trzeba odetchnąć, posłuchać do czego popycha nas przeznaczenie i odważnie ruszyć naprzód. Oddać się w ręce tej perpetuum mobile jaką jest architektura życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz